Popisowa utrata głowy

Lato chyba zawróciło mi w głowie i pozbawiło mnie całkiem zdrowego rozsądku.

Przy okazji wyjazdu miałam przyjemność spotkać się z gromadką znajomych. W tym i z Archie’m. No dobra, przyznaję – osobiście nie znaliśmy się wcześniej. Tylko z Sieci, służbowo. A teraz poznałam go naprawdę. I mnie zauroczył.

No i tu mnie macie. Faktycznie wpakowałam się w emocjonalny biznes. Od czasu naszego spotkania nie mogę skupić się na nikim innym. Nawet na Księciu… Może to coś na kształt zdrady, ale skoro On się do teraz nie domyślił (a nawet gdyby wiedział, czy by odwzajemnił?), to w sumie… A właściwie czemu nie? Archie jest naprawdę miłym, czarującym chłopakiem. Dostrzegłam jeszcze więcej podobieństw między nami. Dobrze nam się rozmawiało, a przynamniej takie odniosłam wrażenie. Promieniuje od niego taka jakaś pozytywna energia. I ten uścisk dłoni… Kurczę. Tak raczej nie ściska się dłoni byle koleżance.

Ale… Malutka wspominała mi kiedyś, że on ma dziewczynę – mieszkała z nim drzwi w drzwi, to wie. Z drugiej strony, wszystkie inne przesłanki zdają się temu zaprzeczać.

Następna okazja do spotkania we wrześniu. Może…?

Sama już nie wiem. Tym bardziej, że pod wpływem lata przypomnieli mi się wszyscy moi panowie, którzy pozbawili mnie głowy. Metaforycznie, rzecz jasna. Książę, Archie, Kociooki i Sindbad. Cholerny romantyzm!

A. Tak apropos Sindbada. Mam 3 dni, aby wygrać. I tylę mogę na razie powiedzieć.

I apropos Księcia. Jakiś czas temu nie z własnej woli musiałam przez dłuższy czas znosić obecność jego siksy. Ale dałam radę. A ona chyba nawet się nie skapnęła.

Ogółem sprawuchy we własne ręce biorę. A Mimi mnie wspiera, za co jestem jej cholernie wdzięczna. Bo właściwie tylko z nią mogę o tym porozmawiać.

Dodaj komentarz